Paweł Kozacki OP

Wykład II - Na czym polega tożsamość świeckich chrześcijan?



Kim są świeccy? Jaka jest ich rola w Kościele?
Pierwsza rzecz, którą trzeba powiedzieć i mocno pokreślić to fakt, że świeccy nie są "w" Kościele, ale są Kościołem. To trzeba sobie uświadomić, że tak jak zakonnicy, księża, świeccy tworzymy razem Kościół. W adhortacji Christi fideles laici Jan Paweł II kilkakrotnie wraca do obrazu z przypowieści z Ewangelii św. Jana o krzewie winnym. Mówi, że jesteśmy zakorzenieni w Jezusie Chrystusie, że Kościół to są winne latorośle zakorzenione w krzewie winnym, którym jest Jezus Chrystus. Wszyscy jako wspólnota tworzymy mistyczne ciało Chrystusa. Obraz ten warto sobie uświadamiać i przywoływać, dlatego, że gdy pytamy, jaka jest rola świeckich w Kościele to widzimy jakąś organizację, która ma jakieś ramy, jakąś strukturę. W jej ramach jest jakieś miejsce dla świeckich. W ten sposób powstaje niebezpieczeństwo zrodzenia się poglądu, że gdyby tych świeckich z tego miejsca wyprowadzić, to ta struktura jakoś by sobie poradziła. Nieprawda. Gdyby świeckich wyprowadzić to Kościół przestałby istnieć, czyli nie ma Kościoła bez świeckich. Nie ma Kościoła, w którym brak jest ludzi świeckich.

To jest obraz ciała mistycznego, albo też winnego krzewu, w którym wszyscy jesteśmy zakorzenieni w Jezusie Chrystusie. Tożsamość każdego chrześcijanina to tożsamość ucznia Chrystusa, kogoś złączonego bardzo wyraźnie z naszym Mistrzem, z naszym Panem, z Jezusem Chrystusem. A zatem świeccy nie są w jakiejś strukturze, ale są pełnoprawnymi członkami Kościoła. Są jego częścią, kimś, kto tworzy Kościół, kto nadaje mu kształt, kto wpływa na jego oblicze w tym świecie.

Co stanowi o tożsamości człowieka świeckiego? Jakby go określić?
Do pewnego momentu uważano, że to ktoś, kto nie jest księdzem, nie jest zakonnikiem a jest chrześcijaninem, jest człowiekiem świeckim. Tymczasem godność Chrztu Świętego określa człowieka jako kogoś, kto jest Dzieckiem Bożym. O jego tożsamości stanowi to, że gdy człowiek zostaje ochrzczony, zostaje powołany do bliskości Boga, zostaje usynowiony w Jezusie Chrystusie, jakby staje się adresatem tych słów, które nad Jordanem Bóg Ojciec powiedział pod adresem Jezusa Chrystusa " to jest mój Syn umiłowany". Bóg Ojciec w momencie chrztu, w momencie namaszczenia Duchem Świętym, do każdego z nas mówi: "ty jesteś mój syn umiłowany, ty jesteś moją umiłowaną córką". Stajemy się dziećmi w Chrystusie, ludźmi, którzy zostali zrodzeni do nowego życia łaską pochodzącą od Jezusa Chrystusa, łaską pochodzącą od Boga. To jest coś zupełnie podstawowego. Na tym fakcie Chrztu, na darmo danej łasce pochodzącej od Boga buduje się nasza tożsamość.

Można teraz zapytać - no dobrze, ale to, że tu jest źródło naszej tożsamości - jak się ma do tego, że i księża i zakonnicy też są ochrzczeni? Co powoduje, że ktoś jest człowiekiem świeckim? Nauczanie Kościoła mówi, że tym, co stanowi o roli ludzi świeckich, jest świecki charakter przestrzeni, w której żyją. To znaczy, że swoje powołanie Dzieci Bożych, swoją tożsamości wypływającą ze Chrztu Świętego, realizują w doczesności. W przestrzeni tego świata, wśród tych czynności, które stanowią o normalnym życiu - zawodowym, rodzinnym, społecznym czy politycznym. Zanurzenie w tych miejscach i zaangażowanie się w te miejsca stanowi o specyfice człowieka świeckiego. Czyli przestrzeń, miejsce, w których działa i w które się angażuje, świadczy o świeckości w człowieku. Oczywiście są takie zakony, które żyją w tym świecie. Ktoś w przerwie zadał pytanie jak to jest z braćmi i siostrami Karola de Foucault, którzy żyją w świecie w charakterze świeckich, a jednocześnie są to ludzie, którzy składają śluby, czyli osoby konsekrowane, zanurzone w tym świecie

. Tym, co wyróżnia członków takich instytutów, zakonów, wspólnot zakonnych jest to, że o ich tożsamości świadczą śluby, które składają.
W momencie, gdy człowiek swoją tożsamość lokuje w sakramencie Chrztu Świętego, Bierzmowania - sakramentach inicjacji chrześcijańskiej - to świadczy o jego świeckim charakterze. Co ciekawe zauważmy, że często zakonnice powołują się na taki fakt, że składają śluby posłuszeństwa, czystości i ubóstwa, ponieważ Jezus Chrystus był człowiekiem posłusznym, żył w czystości i ubóstwie. Ale jakby zapytać - kim był Jezus Chrystus - bardziej człowiekiem świeckim czy zakonnikiem, to co byście powiedzieli? Patrząc na jego życie, na to, że wzrastał w normalnej rodzinie, że był wychowywany przez Maryję i Józefa, że był przysposobiony do zawodu, że żył w społeczności Nazaretu, bardzo wyraźnie można zobaczyć, że Nazaret jest szkołą życia w tym świecie. Właśnie bardzo konkretnych, zwyczajnych, prostych czynności, które stanowią o powołaniu człowieka do świętości. Bo o ile księża, zakonnicy, ludzie świeccy odwołują się do Jezusa Chrystusa jako naszego Pana i Mistrza, to każda z tych grup odwołuje się do innego aspektu, kładzie nacisk na coś innego. Każdy z nas naśladuje Chrystusa kładąc nacisk na inne aspekty. Jedno trzeba powiedzieć - to, że wszyscy zostajemy powołani do świętości, że przez Chrzest zostajemy powołani do świętości, czyli do tego, żeby nasze życie toczyło się na wzór życia Jezusa Chrystusa w tych różnych aspektach. I to jest bardzo ważne. To już nie jest wizja, o której mówiłem przed przerwą, że świętość jest dla wybranych, uprzywilejowanych grup żyjących z daleka od świata, żyjących w takiej przestrzeni, która nie jest skażona doczesnością, zwykłymi brudnymi czynnościami. Nieprawda. Każdy chrześcijanin, który został ochrzczony, który ma godność Dziecka Bożego, jest powołany by dążyć do świętości w tym miejscu i na takiej pozycji, na której jego życie się toczy. Niezależnie od tego, jaką rolę w tym życiu spełnia.

Co to znaczy powołanie do świętości? Co to znaczy dążyć do świętości? Jeżeliby pokusić się o definicję, która miałaby określić, co oznacza powołanie do świętości, można by powiedzieć, że to nasycenie swojego zaangażowania miłością. Oznacza to, że to, co robię, jak prowadzę życie, jest przeniknięte tą miłością, która była w Jezusie Chrystusie, która kazała mu stać się człowiekiem, uniżyć samego siebie, wydać samego siebie za ludzi dla zbawienia dusz. Gotowość daru z siebie, dawania siebie (w różnych aspektach - inna będzie miłość małżonków, inna będzie miłość kogoś, kto służy na niwie politycznej, inna będzie miłość kogoś, kto służy zakonnikiem czy księdzem). Istotne jest to, żeby chrześcijanin to był ktoś, kto chce dawać siebie. Gdy zajrzymy znowu do dokumentów soborowych i zastanowimy się, co oznacza powszechne powołanie do świętości, zobaczymy, że mówi się tam o naśladowaniu Chrystusa w trzech aspektach: powołanie kapłańskie, królewskie i prorockie. Gdy zajrzymy do rytuału Chrztu Świętego to widzimy, że są tam trzy czynności - namaszczenie, okrycie białą szatą (przyobleczenie w Chrystusa) i danie świecy światu. Gdy te trzy czynności się spełnia podkreśla się mocno, że zostałeś powołany do tego by naśladować Chrystusa w jego kapłaństwie, królestwie i proroctwie. Co to oznacza dla świeckich?

Zacznijmy od powołania kapłańskiego, bo to wydaje się najbardziej odległe.
Po pierwsze - to powołanie do bliskości z Bogiem. Cofając się do Starego Testamentu, zobaczmy moment, gdzie w Świątyni Jerozolimskiej było miejsce święte świętych. Do tego miejsca, które było znakiem dotkniętym przez Boga, mógł wchodzić arcykapłan raz do roku. Przez to, że Chrystus nas wybrał i powołał do bliskości z Bogiem, czyli przez swoje człowieczeństwo, powołał nas do tego byśmy mieli udział w życiu Boga, że naszym powołaniem jest tak naprawdę przebóstwienie naszego życia, włączenie się w życie Trójcy Świętej. Mamy do Boga niesamowity dostęp- przez Sakramenty, przez modlitwę, przez obcowanie ze Słowem Bożym. A zatem powołanie kapłańskie to jest powołanie tego, który w swojej codzienności, w swoim życiu wykorzystuje tę szansę powołania. Czyli wykorzystuje te przestrzenie, te sposoby, które zostały mu dane by żyć w obecności Boga. Żeby przed jego obliczem toczyć życie. Mało tego - nie chodzi o to by odnosić się do Boga tylko jako do pewnego wzoru wielkości, Absolutu. To jest powołanie do intymnej zażyłości z Bogiem. Nieprzypadkowo obrazy, które wyrażają nas do Boga to są albo relacje rodzicielstwa - Bóg jako ojciec, my jako dzieci, w tym najlepszym sensie relacji między rodzicami i dziećmi. Albo obraz małżeński - oblubieńca, oblubienicy. To jest miłość czegoś bardzo bliskiego, bardzo intymnego. A zatem ludzie świeccy żyjący w świecie o tyle realizują powołanie kapłańskie o ile starają się wykorzystywać te szanse, które mają, aby tą przystępność Boga, tę intymną relację, wykorzystać.

Drugi aspekt, o którym trzeba powiedzieć, to jest coś, co kojarzy się z czynnościami kapłańskimi w prosty sposób - a mianowicie składanie ofiary. Co to może oznaczać "składanie ofiary"? W Starym Testamencie to było składanie ofiary z cielców, wołów, baranów. Natomiast w naszej rzeczywistości, jesteśmy wezwani do ofiary, tzn. do dawania samych siebie. To jest podstawowy aspekt ofiary. Jeżeli każdy człowiek jest powołany do tego by nasycać swoje życie miłością, to w tym świecie, w takich warunkach, w jakich jesteśmy, jest niemożliwe, aby to przychodziło tylko z łatwością i bez kłopotów. Pierwszym kłopotem jest fakt, że jesteśmy ludźmi grzesznymi, ludźmi słabymi. Czasem mam ochotę komuś pomóc, ale mi się nie chce. Konieczność przekroczenia tego, że mi się nie chce, jest jakimś składaniem z siebie ofiary. Czasem miałem bardzo piękne plany, a rezygnuję z nich by być z kimś, kto mojej bliskości potrzebuje. To jest cały aspekt, w którym człowiek ofiarowuje coś z siebie. Oczywiście czasem Bóg zaprasza do ofiary życia, do takiej, która jest wyrażana w męczeństwie. Gdy ktoś, aby zaświadczyć o swojej wierze, o wartościach, które wyznaje jest gotów złożyć swoje życie. Ale, na co dzień, w tym spełnianiu funkcji kapłańskiej w życiu świeckim, w życiu codziennym, to jest cały wymiar rezygnacji z siebie. To jest to, co Jezus mówi, że jeżeli ktoś chce mnie naśladować, to niech weźmie krzyż swój, niech zaprze się samego siebie, i niech pójdzie za mną.

Ile razy ten moment wyrzeczenia następuje, tyle razy spełniamy wierność miłości, do której zostaliśmy powołani, w której pragniemy żyć, tyle razy jest to moment dawania siebie, zapierania siebie. To jest funkcja kapłaństwa. Przy czym trzeba zobaczyć, że czymś, co pomaga, co nadaje inny smak temu powołaniu, jest zanurzenie w Eucharystii. Dla mnie swojego czasu dużym odkryciem po wielu latach zakonnych było to, że nawet człowiek, który nie jest kapłanem, jest powołany do tego, by słowa konsekracji, to znaczy słowa, gdy Chrystus mówi "bierzcie i jedzcie to jest ciało moje, bierzcie i pijcie to jest krew moja" powtarzać jako własne. Mimo, że w czasie Mszy Św. wypowiada je kapłan, i tylko on ma prawo wypowiadać je jako słowa konsekracji, które przemieniają chleb w ciało Pana Jezusa, a wino w krew Pana Jezusa, to Pan Jezus w czasie ostatniej wieczerzy mówiąc "to czyńcie na moją pamiątkę" nie mówił tego tylko w aspekcie "sprawujcie Mszę Świętą", ale czyńcie na moją pamiątkę to, co ja zrobiłem w tym momencie, a ja w Eucharystii ofiarowałem samego siebie. Istotą Eucharystii nie jest przemiana chleba w ciało, wina w krew, ale to, że Chrystus daje samego siebie. Gdy słyszymy na Mszy św. "to czyńcie na moją pamiątkę", to trzeba żebyśmy my usłyszeli - teraz wy idźcie i czyńcie podobnie, jesteście powołani by ten sam gest ofiarowania, który Jezus zrobił czynić w swojej codzienności. I to jest rozpisane na tysiące różnych sposobów.

Jestem pełen podziwu, gdy czasem odwiedzam swoich znajomych rówieśników, i widzę, że po pół dnia zabawy z ich dziećmi (odwiedzam siostrę, która ma sześciu synów) jestem kompletnie wykończony. Gdy wracam do klasztoru jestem pełen podziwu i błogosławię wszystkich rodziców, jak można w takim powołaniu wytrwać. Życie zakonne wydaje mi się czymś lekkim i przyjemnym w porównaniu z tym, co może oznaczać życie w towarzystwie sześciu synów. To jest dawanie siebie - zmęczenie, niedospanie, martwienie się o ich zdrowie, wychowanie, naukę, rezygnacja ze swojej przyjemności. Rodzice spełniają tę funkcję w sposób naturalny. Dają siebie swoim dzieciom. Tak może być w innych różnych przestrzeniach - to mogą być nauczyciele, współpracownicy. Istotne jest to, aby gdziekolwiek Chrystus nas pośle, postawi, realizować postawę - ja chcę dawać siebie. Przy czym trzeba też sobie uświadomić, że to powołanie kapłańskie do dawania siebie, tj. do ofiary ma też aspekt taki, który nie jest aspektem przyjemnym. Bo o ile dawanie siebie swoim dzieciom to jest coś, co przynosi wiele radości, satysfakcji, to są takie miejsca dawanie siebie, że Ci, którym dajemy siebie, wcale nie odwdzięczą się czymś pięknym, radosnym, satysfakcjonującym. Mało tego. Czasem dawanie siebie i ofiarowanie siebie dokonuje się w takiej przestrzeni, że ktoś cynicznie wykorzysta ofiarę, nie doceni jej. Tu trzeba znowu powiedzieć jak została przyjęta ofiara Chrystusa. Chrystus w czasie ostatniej wieczerzy ofiarował sam siebie, a konsekwencją było to, że umarł na krzyżu. Ofiara nie została przyjęta w dziękczynieniu, ale po prostu wyegzekwowana w sposób brutalny. I to jest też powołanie kapłańskie - taka sytuacja gdzie realizujemy to błogosławieństwo. Nadstawiamy drugi policzek. To jest dosłownie realizowanie ofiary, powołania do urzędu kapłańskiego. Dalej - powołanie do aspektu królewskiego. Gdy mówimy "król", to widzimy władcę. Taką mamy najczęściej perspektywę. Tymczasem król, którego naśladujemy, to Chrystus, który mówi: "nie przyszedł Syn Człowieczy po to, aby mu służono, ale aby służyć". W porządku tego świata służą Ci, którzy nie mają czym zapłacić tym, którzy mają. W porządku Kościoła, wiary, do której zostaliśmy zaproszenie, powołanie do królewskiego kapłaństwa to jest powołanie do służby tym, którzy mają mniej. Im ktoś bardziej został obdarowany, ma więcej talentów, im ktoś ma więcej do dania, tym bardziej jest zaproszony, aby służyć. A zatem królowanie w aspekcie tym, do którego zostaliśmy zaproszeni jako Chrześcijanie to jest powołanie do służby. Do tego by przemieniać ten świat tak jak przemieniał go Chrystus, który nie przemieniał go mocą swojej władzy, siły, którą posiadał, ale przemieniał go miłością, z którą przyszedł do tych, którym chciał służyć.

Przypomnijmy sobie Chrystusa, który przed wieczerzą zdejmuje szaty, przepasuje się prześcieradłem i umywa apostołom nogi. On mówi "pamiętajcie, że władcy tego świata uciskają narody i wykorzystują. Nie tak będzie między wami". To jest powołanie do królowania, które bardzo wyraźnie wiąże się z kapłaństwem. Tu jest aspekt królewskiego kapłaństwa - ofiary, służby, naśladowania Jezusa Chrystusa. Nie znaczy to, że te aspekty są czymś, co wyklucza realna władzę w aspekcie tego świata. Bo jeżeli mówimy, że rodzice służą swoim dzieciom, to dla dobra swoich dzieci powinni wykazywać bardzo konkretną władzę i mówić swoim dzieciom - to jest dobre a to złe, to wolno a tego nie wolno, pójdziesz tam a nie tu. I władza na tym świecie spełniana przez nich ma również aspekt nakazów, zakazów, rozkazów, narzucania czegoś. Istotne jest, aby u podstaw tych rozkazów, tej władzy nad dziećmi była troska o dobro tych, których zrodzili i wychowują. Na podobnej zasadzie, wezwany do sprawowania władzy jakiejkolwiek - samorządowej, politycznej, dyrektorskiej, managerskiej czy innej - jest każdy Chrześcijanin. Dobry dyrektor to ten, który dyscyplinuje swoją załogę, który sprawia, że zakład działa jak najlepiej. Dobry polityk to jest ten, który jest skuteczny - wybiera takie dekrety i ustawy, które sprawiają, że państwo działa najsensowniej. Istotą jest to, aby było to dla dobra ludzi. Nie w interesie własnym, ale tych, nad którymi mam jakąkolwiek władzę. Myślę, że każdy chrześcijanin jakąś władzę posiada, kimś rządzi, jakimś odcinkiem zarządza. Ten aspekt władzy nad rzeczywistością, który posiadamy, to jest zaproszenie, aby czynić świat bardziej Bożym. Żeby czynić świat bardziej ludzkim, czyli takim, który przypomina zamysł Boga w stosunku do tego świata. Władza, do której zostaliśmy powołani, to jest władza czynienia sobie tej ziemi poddanej. To nie znaczy dawania odczuć wszystkim wokół nas, jaką mamy władzę, ale czynić sobie ziemię poddaną, to jest czynić ją jak najbardziej zgodną z zamysłem Boga. Myślę, że ludzie świeccy uwikłani w codzienność mają dziesiątki sposobów, aby to powołanie realizować. Tu znowu można powiedzieć, że trzeba być w tym powołaniu do królowania i służenia pełnym sprawiedliwości i troski o ludzi słabych, o tych, którzy się źle mają, potrzebują pomocy. To jest ten aspekt, który wyraźnie może być realizowany przez ludzi świeckich.

Wreszcie trzeci aspekt powołania chrześcijan to jest urząd prorocki, coś, co nazwałbym głoszeniem Ewangelii. Głoszenie Dobrej Nowiny dokonuje się na dwóch płaszczyznach - jesteśmy zaproszeni do tego by przepowiadać słowem (przez to, co mówimy, przez to, że rozmawiamy o Chrystusie, że świadczymy o wartościach), ale również poprzez czyny, które człowiek wykonuje, życie, które prowadzi. W Starym Testamencie wielcy prorocy nie tylko przychodzili i mówili do tych, do których zostali posłani, ale również czynili coś, co było znakiem, często trudnym.

Prorok Ezechiel robił wyłom w murze brał na siebie bagaż i wychodził z miasta. Czasem zwykła uczciwość, by trwać jednoznacznie przy wartościach powoduje podobne reakcje. Jeden z moich znajomych ze względu na swoją uczciwość, ma zasadę, że płaci podatki. W firmie gdzie został zatrudniony dostał na koniec roku premię rzędu dziesiątek tysięcy złotych. Przy czym premia ta była nieopodatkowana, "w kopercie". On powiedział, że chce zapłacić podatek. Zrobiło się zamieszanie w zakładzie. Ilość rozmów i osób, jaka do niego przychodziła zdziwiona i zaskoczona, patrząca na niego jak na wariata, niektórzy w ogóle z dezaprobatą patrzyli na niego i w ogóle nie rozmawiali. Byli też tacy, którzy podejmowali rozmowy sensownie się kończące.

Czasem mogą to być mniej spektakularne gesty, ale czasem tego typu wierność, uczciwość, jednoznaczne stawanie w obronie słabszych jest spełnianiem proroctwa, głoszeniem Ewangelii. Dziś na tym skończę, a jutro rozszerzę aspekt proroctwa o apostolstwo świeckich.

w marcu 2004


[powrót]